Na Lipinach przy ulicy Bernarda Świerczyny, tuż naprzeciw placu zabaw, można podziwiać coś pomiędzy gruzowiskiem a wysypiskiem śmieci. Zburzona jesienią kamienica wciąż nie jest uprzątnięta, a co gorsza, nic nie zapowiada, żeby była uprzątnięta kiedykolwiek.
Miasto nie jest właścicielem ruin i terenu, więc nie może nic zrobić
Właścicielem budynku jest pięć osób, z czego w zasadzie żadna nie mieszka w Świętochłowicach. Osoby te przejęły budynek w spadku, ale nie były zainteresowane jego utrzymaniem. Jesienią ubiegłego roku przystąpiono do jego zburzenia, ponieważ prawdopodobnie groził już zawaleniem. Problem polega na tym, że gruzy pozostawiono na miejscu bez żadnego zabezpieczenia.
Miasto rozkłada ręce i informuje, że niewiele może zrobić - zadba natomiast o uprzątnięcie terenu wokół i w jakiś sposób spróbuje zabezpieczyć teren. Na miejsce niebawem ma udać się straż miejska.
Niestety, brak zainteresowania ze strony właścicieli nie wróży dobrze, sprawa może ciągnąć się latami i nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy teren zostanie uprzątnięty.
Mieszkający w pobliżu gruzowiska świętochłowiczanie nie kryją zdenerwowania:
W Świętochłowicach mówi się, że tutaj mieszka sama patologia i tak jesteśmy traktowani. Proszę sobie wyobrazić, że taki śmietnik jest na przykład na mijance, albo gdzieś w centrum - ciekawe, czy ktoś by na to pozwolił. Ale u nas? Na Lipinach? Nic nie trzeba, my możemy żyć w hasioku - mówi rozgoryczony pan Krystian. .
Gruzowisko stało się także placem zabaw dla dzieci
Niestety, takie gruzowisko wydaje się być nie lada atrakcją dla okolicznych dzieci, które raz po raz wchodzą na teren zburzonego budynku, traktując to jak świetną zabawę.
My te dzieci przepędzamy, ale one i tak traktują to jak plac zabaw. A tu gruzy, szkło, śmieci - chwila nieuwagi i będzie nieszczęście - mówi mieszkająca nieopodal pani Justyna.
Mieszkańcy obawiają się, że jak zwykle w takim przypadku będzie musiało dojść do tragedii, żeby ktoś na poważnie zajął się ich bezpieczeństwem.