Naprawdę nie dzieje się nic… Wiadomość przyszła jak grom z jasnego nieba: Zerwano umowę na prace nad rewitalizacją stawu „Kalina” w Świętochłowicach. W internetowym wydaniu „Dziennika Zachodniego” - artykuł pojawił się i znikł tak szybko, jak kamień rzucony w „roztwór nasycony” wypełniający nieckę stawu. Złe wieści jednak rozchodzą tym prędzej, im bardziej się je ukrywa. Wiedzieliśmy przecież, że coś się święci: po szumnym wejściu konsorcjum firm realizujących kontrakt (i jeszcze szumniejszej akcji propagandowej miasta), po ogrodzeniu terenu i wycięciu wszystkich drzew – roboty całkowicie wstrzymano. Teraz nastąpiła wojna na słowa. Do zerwania kontraktu przyznało się konsorcjum firm realizacyjnych, tłumacząc to brakiem zapłaty za wykonane już prace (kwota sporna: 8 mln. złotych). Krótko po tym, władze miasta zapewniły (i ogłosiły w liście wysłanym do wszystkich mieszkańców) że... to one zerwały kontrakt, bo prace nie przebiegały planowo. Komu wierzyć? Prawda jak zwykle leży gdzieś pomiędzy. Koszt inwestycji to 30 mln zł, z czego 80 procent miało pochodzić z pieniędzy unijnych które pewnie diabli wezmą... Nie po raz pierwszy wystrychnięto nas na dudka. Staw Kalina powstał po I wojnie Światowej w wyniku obniżenia się terenu na skutek eksploatacji górniczej. Był czysty, w latach 30 ub. w. funkcjonowało tu nawet kąpielisko miejskie. Jeszcze w latach 50-tych pływano w nim i łowiono ryby... potem zaczęto go zanieczy[...], aż nastała katastrofa ekologiczna nie mająca odpowiednika w tej części Europy. Staw został zatruty tysiącami ton chemikalii o nieznanym do końca składzie z przewagą fenoli. Za winowajcę uważa się pobliskie „Zakłady Koksochemiczne Hajduki” zwane popularnie „Ritkersem” (to wielka krzywda wyrządzona panu Rutgersowi, bo za jego czasów staw był czysty!). Z dzieciństwa pamiętam księżycowy krajobraz na sąsiadującej ze stawem od wschodu hałdzie. Chodziliśmy tam po kryjomu (za takie wycieczki groziły w doma srogie lejty poskiem po rzici!), oglądaliśmy potężne leje wypełnione bulgoczącą i dymiącą czerwono-brunatną gęstą cieczą i poniewierające się wszędzie białe płyty naftalenu. Zwłaszcza naftalen nas tam przyciągał: śmierdział „kulkami na mole” 1000 razy mocniej niż szrank Omy, ale za to świetnie się palił! Czasami nas przeganiano, wtedy to przyjeżdżały te okropne cysterny i zasilały nową porcją tablicy Mendelejewa ciągle nienażarte leje. Smrodu unoszącego się nad okolicą nie da się z niczym porównać, no może trochę ze stężonym środkiem ochrony roślin. Co na to okoliczni mieszkańcy? Ano nic, bo ich nikt o zdanie nie pytał. Po latach okazało się, że te ciężarówki przyjeżdżały z zakładów chemicznych z całej Polski i przywoziły nie dające się zutylizować świństwa. Tak: to właśnie hałdę przy stawie Kalina wyznaczono jako miejsce ich składowania, dając wyraz głębokiej pogardy dla mieszkańców i ich środowiska. Jak wiadomo, życie i zdrowie ludzi na Śląsku nie ma żadnej wartości. Zwłaszcza teraz, gdy pozamykano kopalnie i huty a „robotnicy-goście” wrócili w rodzinne strony. Nie uświadczysz tu żadnego „ekologa” przykutego kajdankami do drzewa – w końcu człowiek to nie kumak, nie jest pod ochroną! Nigdy też nie przeprowadzono żadnych badań wpływu tego stawu na zdrowie mieszkańców (trujący staw znajduje się 200m od szkoły podstawowej), lub dane takie skrzętnie się ukrywa jak niegdyś ołowicę u dzieci w Szopienicach. Czasem tylko zabłąkało o się parę dzikich kaczek nieświadomych tego co je czeka, lub przeciwnie: nieszczęśnicy świadomie powierzający swój ciężki żywot Panu Bogu. Wokoło, 50m od brzegu ciągle mieszkają ludzie. Ludzie jak widać niepotrzebni, obciążający tylko budżet Państwa, ZUS, NFZ i MOPS. Tworzący kolejki do lekarzy specjalistów i wykupujących dofinansowane z budżetu Państwa leki. Zresztą, kto ich zmusza do tego żeby tam mieszkali? To nie czasy gospodarki centralnie planowanej, przydziałów na Syrenki, maluchy i mieszkania. Każdy jest panem własnego losu, każdy może iść, gdzie chce. A jest gdzie! Mamy w pobliżu takie miejsce, bardzo piękne, oddalone tylko o 300m na południe: cmentarz parafialny. Patriotycznym obowiązkiem, jest udać się tam jak najwcześniej! ...lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nici nie stanie się nic - aż do końca. (Michał Zabłocki / Grzegorz Turnau) martwrzesień, 2014 (tekst był zamieszczony na nieistniejącej już stronie “hanysy.pl”)