Wczoraj w Świętochłowicach odsłonięto makietę obozu pracy "Zgoda" przy historycznej bramie obozowej. Nie obyło się bez kontrowersji. Śląscy samorządowcy, regionaliści i znane postacie z naszego regionu zarzucają organizatorom wydarzenia m.in. upolitycznienie tragedii więźniów obozu "Zgoda".
Odsłonięcie makiety obozu pracy "Zgoda"
Makieta jest realistycznym i monumentalnym obiektem, odwzorowanym na podstawie analizy wielu szczegółów, istniejących opracowań, planów, oraz fotografii. Jej odsłonięcie jest początkowym etapem zaplanowanego procesu, na końcu którego w miejscu byłego obozu powstać ma Miejsce Pamięci "Zgoda".
W wydarzeniu uczestniczyli m.in.: Jakub Chełstowski marszałek województwa śląskiego, radni Sejmiku Śląskiego Alina Nowak oraz Rafał Kandziora, Andrzej Drogoń dyrektor Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach, a także pełnomocnicy ds. "Zgody" Grzegorz Rosengarten oraz Piotr Owczarz.
Dyrektor Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach Andrzej Drogoń wyraził nadzieję, że to przełomowy dzień dla miejsca oraz tysięcy osób, które wiążą z nim nieraz traumatyczne wspomnienia i przekazują je kolejnym pokoleniom.
- W ub. roku został podpisany list intencyjny pana marszałka woj. śląskiego i pana prezydenta miasta Świętochłowice, który podjął wielki projekt uporządkowania tego miejsca i nadania mu godnego wymiaru upamiętniającego wszystkie ofiary, które tutaj przechodziły swoją gehennę, związaną z cywilizacją śmierci, jaką przyniosła II wojna światowa i czas bezpośrednio po niej - mówił Drogoń.
Odsłonięcie makiety nazwał "pierwszym etapem i wstępem do dalszych działań" zmierzających do tego, "aby cały ów teren stał się miejscem pamięci, sprzyjającym zachowywaniu pamięci i budowaniu tożsamości".
Spory wobec planów utworzenia miejsca pamięci
Podczas uroczystości głos zabrali też pomysłodawcy przedsięwzięcia, również sygnatariusze listu intencyjnego Grzegorz Rosengarten i Piotr Owczarz.Owczarz wskazał na spory wobec planów utworzenia miejsca pamięci.
- Nikt nie chce wyrzucać z tego miejsca działkowców, nikt nie chce odbierać ludziom działek, ale nie może być tak, że w centrum obozu koncentracyjnego jest śmietnik, tak jest właśnie dzisiaj. Nie może być tak, że w tym śmiesznym peerelowskim budynku (przyp. red. sąsiadującym z bramą) robi się potańcówki, a tak jest. Nie może być tak, że sto metrów dalej, gdzie był plac apelowy, a zbrodniarz Salomon Morel mordował ludzi, walają się opony, a wiosną widzieliśmy pisuary - przecież to jest bezczeszczenie tego miejsca" - wołał Owczarz. - Kto wreszcie zrobi z tym porządek? - zaapelował do prezydenta Świętochłowic.
Prezydent Świętochłowic ustosunkował się do tych słów za pośrednictwem mediów społecznościowych.
- Pod moim adresem padły dziś kłamliwe słowa i oskarżenia, do których nie odniosłem się ze względu na szacunek do historii miejsca, w którym zostały wypowiedziane. Tymczasem od 2021 r. trwają rozmowy pomiędzy pełnomocnikami a przedstawicielami Rodzinnych Ogródków Działkowych „Zgoda” posiadających tytuł prawny do tego terenu. Miasto Świętochłowice, choć nie jest w nich stroną, pośredniczy w rozmowach. Dla mnie najważniejsze jest uczczenie pamięci wszystkich ofiar oraz dialog z mieszkańcami miasta i regionu – to oni są spadkobiercami ofiar, pielęgnującymi świadomość skomplikowanych i trudnych losach tej ziemi - napisał Daniel Beger.
Nie obyło się bez kontrowersji
Kontrowersji wokół odsłonięcia makiety obozu pracy "Zgoda" nie brakowało już przed samym wydarzeniem. Wszystko przez nazewnictwo. Na zaproszeniu wystosowanym przez Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach mogliśmy przeczytać, że 29 listopada odbędzie się "uroczyste odsłonięcie makiety byłego obozu dwóch totalitaryzmów - niemieckiego i komunistycznego “Zgoda 1942-1945”". Suchej nitki na określeniu, użytym przez Muzeum Powstań Śląskich, nie zostawił śląski pisarz Szczepan Twardoch.
- "Uroczo ten totalitaryzm komunistyczny nie ma narodowości, prawda? Nie chce mi się jednak już uciekać w piętrowe sarkazmy i ironie, więc powiem wprost i będę powtarzał tak długo, jak będzie trzeba: ZGODA BYŁA POLSKIM OBOZEM KONCENTRACYJNYM. Dla Ślązaków i Niemców. Makiety zaś możecie sobie wsadzić gdzieś, tak jak całą waszą polską, nacjonalistyczną politykę wobec naszej śląskiej pamięci. Lepiej powiedzcie ilu Ślązaków wyszło wam w spisie powszechnym, czy raczej zamierzacie liczyć nas tak długo, aż Prezes uzna liczbę za akceptowalną...? Pozdrawiam niniejszym również cieplutko pana Jakuba Chełstowskiego" - napisał Szczepan Twardoch.
Swoje zdanie na ten temat wyraził także radny Łukasz Respondek. Kilka dni temu napisał na swoim Facebook'owym profilu wpis, gdzie informuje, że nie popiera tej inicjatywy.
- Nie, nie pojawię się w przyszły wtorek pod bramą obozu na Zgodzie na odsłonięciu makiety. Już z samego zaproszenia wynika bowiem, że ktoś nie rozumie, co tam się wydarzyło. Albo, co jeszcze gorsze, uprawia politykę historyczną i wpisuje się w rządowy antyniemiecki przekaz. Zgoda była obozem albo niemieckim i polskim, albo nazistowskim i komunistycznym. Stosowanie tego nazewnictwa, jak się komu podoba, jest krzywdzące. Zwłaszcza tutaj, na Górnym Śląsku. Inna interpretacja to celowa gra polityczna, uderzająca w śląskie środowiska, które pod bramą od wielu lat czczą pamięć ofiar Tragedii Górnośląskiej. To również przykre dla potomków ofiar tego miejsca. Bo to nasi przodkowie, Ślązacy narodowości niemieckiej, tracili tam zdrowie i życia - napisał świętochłowicki radny.
Dzisiaj do sprawy odniósł się prezydent Świętochłowic - Daniel Beger. Za pośrednictwem mediów społecznościowych poinformował, że otrzymał zaproszenie na dzisiejsze wydarzenie, jednak "bez prawa głosu".
- Dziś odbyło się odsłonięcie makiety obozu „Zgoda”. Uroczystość zorganizowana została przez Muzeum Powstań Śląskich pod patronatem Marszałka Województwa Śląskiego Jakuba Chełstowskiego oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Na uroczystości zostałem zaproszony jako gość. Niestety gość bez prawa głosu. Nie po raz pierwszy zresztą, ponieważ w toku prac nad makietą, ani dyrekcja muzeum, ani pełnomocnicy, których działalność finansowana jest z budżetu województwa śląskiego, nie uznali za stosowne informowania mnie o podejmowanych finalnych ustaleniach dotyczących treści napisu widniejącego na makiecie, wskazanych przez IPN: „Obóz dwóch totalitaryzmów – niemieckiego i komunistycznego” - napisał Daniel Beger.
W dalszej części swojego wpisu Daniel Beger zaznaczył, że "nie ma jego zgody na upolitycznianie tragedii, która miała miejsce za obozowymi murami w latach 1942-1945".
- Totalitaryzm nie ma narodowości. Nie ma i nie będzie mojej zgody na upolitycznianie tragedii, która miała miejsce za obozowymi murami w latach 1942-1945. Nie ma i nie będzie mojej zgody na eskalację podziałów – to właśnie ich pogłębianie doprowadza do takich tragedii jak ta, która miała miejsce w świętochłowickim obozie. Obóz "Zgoda" to miejsce, w którym z rąk przedstawicieli dwóch totalitaryzmów ginęły ofiary wielu narodowości. Podkreślałem to za każdym razem, gdy w ostatnich latach stawałem przed obozową bramą – również podczas uroczystości upamiętniających Tragedię Górnośląską. Dziś mój głos w tej sprawie zabrzmiał symbolicznie w formie tablicy, którą umieściłem przy makiecie: „Obóz dwóch totalitaryzmów: nazistowskiego i komunistycznego”. To treść napisu, o którą będę zabiegał w celu godnego upamiętnienia wszystkich ofiar - napisał Daniel Beger.
Obóz pracy "Zgoda" w Świętochłowicach
W Świętochłowicach znajdował się niemiecki podobóz koncentracyjny, który został zamknięty 23 stycznia 1945 roku. Otwarto go ponownie w 1945 r., gdy sowieccy żołnierze wkroczyli na Górny Śląsk. Obóz Świętochłowice-Zgoda działał od lutego do listopada 1945 r. i podlegał polskiemu Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Wysyłano do niego Niemców, Polaków, Ślązaków, Żydów, Ukraińców, Austriaków, Rumunów i innych obywateli polskich, pochodzących z terenu Górnego Śląska, oskarżanych m.in. o podpisanie volkslisty lub o „niechęć do komunistycznej władzy”. Osoby kierowane do obozu zatrzymywane były przez funkcjonariuszy urzędów bezpieczeństwa, milicji oraz NKWD. Początkowo w obozie przebywali też jeńcy wojenni, pozostający w dyspozycji władz sowieckich.
Z powodu niskich racji żywnościowych w obozie panował głód, co doprowadziło do szerzenia się w obozie czerwonki i tyfusu. Strażnicy kradli paczki żywnościowe przesyłane przez rodziny uwięzionym oraz rzeczy osobiste więźniów. Warunki sanitarno-bytowe były katastrofalne. W krótkim czasie plagą obozu stały się wszy, pluskwy i szczury. Najdotkliwsze represje dotykały osadzonych w baraku nr 7, przeznaczonym dla podejrzanych o przynależność do NSDAP i innych organizacji nazistowskich. W katowaniu uczestniczył naczelnik Salomon Morel. Często bił więźniów pięściami lub gumową pałką, a w dniu urodzin Hitlera więźniów bito nogami od taboretu. Nieustalona liczba więźniów została zastrzelona przez strażników podczas próby ucieczki z obozu lub zakatowana przez funkcjonariuszy obozu.
W obozie w okresie powojennym więzionych było co najmniej 5764 więźniów, z których niemal 1/3 nie przeżyła pobytu. IPN udokumentował liczbę zmarłych w obozie na 1855 osób. Istnieją jednak przesłanki, aby całkowitą liczbę ofiar w okresie od lutego do listopada 1945 roku szacować na około 2,5 tysiąca. Ginęli z powodu tragicznych warunków, chorób i nieludzkiego traktowania. Jego komendantem był m.in. znany z okrucieństwa Salomon Morel.
Na przełomie października i listopada 1945 obóz wizytowała trzyosobowa komisja z prokuratorem Jerzym Rybakiewiczem na czele, która przejrzała akta, przesłuchała wszystkich więźniów, po czym zwolniła prawie wszystkich więźniów do domu. Musieli oni przedtem podpisać zobowiązanie, że pod groźbą kary więzienia nie będą z nikim rozmawiać o tym, co się działo w obozie. Ostatecznie obóz przestał funkcjonować w listopadzie 1945.