Każde miasto ma w swojej przestrzeni takie miejsca, które w sercach i świadomości mieszkańców zajmują bardzo ważną pozycję. Jednym z takich miejsc w Świętochłowicach jest Hugoberg, nad którym jeszcze do niedawna – ku przerażeniu mieszkańców - unosił się warkot mechanicznych pił.
Wycinka odbywała się na terenie, który w zeszłym roku został zakupiony przez prywatnego inwestora, a który obejmuje obszar będący w bezpośrednim sąsiedztwie użytku ekologicznego zwanego Lasem na Górze Hugona. Ów tak zwany „ekologiczny użytek” to obszar, który został objęty ochroną uchwałą nr XVI/132/2004 Rady Miejskiej w Świętochłowicach z dnia 25 lutego 2004 r. Technicznie rzecz ujmując, nie ma zatem ingerencji w ten obszar, który czternaście lat temu radni, podejmując wspomnianą uchwałę, zabezpieczyli przed dewastacją. Trzeba tutaj wyraźnie zaznaczyć, że chociaż wcześniej ta działka była własnością miasta, to jednak nie jest ona w świetle owej uchwały nietykalna. Zresztą to tyczy się nie tylko tego obszaru, ale wszystkich innych obszarów, które znajdują się na Hugobergu, a których uchwała nie obejmuje.
Obszary chronione oraz te bez ochrony w obrębie Wzgórza Hugona ukazuje ta mapa.(na dole w wyszukiwarce należy wpisać: las na Górze Hugona i po prawej w legendzie zaznaczyć użytki ekologiczne)
Na wspomnianą uchwałę oraz na rozróżnienie między obszarem chronionym i niechronionym powołuje się Adam Myszor z Kancelarii Prezydenta Miasta:
Na terenie Lasu na Górze Hugona nic się nie dzieje, bo to jest w całości własność gminy i tam nie mogą stanąć zabudowania. (…) Ja rozumiem, że mieszkaniec – przysłowiowy Kowalski – może kierować się emocjami z tym związanymi, ponieważ przez całe życie przez okno patrzy na zieleń. Nie rozróżnia on, czy ta brzózka jest samosiejką, czy to jest użytek ekologiczny, i tego nie rozróżni, bo to nie jest jego rola, a rola specjalistów i ci specjaliści się wypowiedzieli. Otrzymaliśmy opinię, czarno na białym widać, że działania przedsiębiorcy w żaden sposób nie wpłyną na pogorszenie stanu środowiska na tym terenie. Jeżeli mówi to SANEPID i Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska, między innymi na podstawie oględzin tego terenu, to sądzę, iż są to kompetentne organy do wypowiadania się na temat granic użytku ekologicznego w tym rejonie.
Logika władz miasta jest zatem zgodna z literą prawa, jednak jak apelują świętochłowiczanie, nie uwzględnia głosu owego „przysłowiowego Kowalskiego” czyli po prostu przeciętnego mieszkańca Świętochłowic, który na swój ukochany Hugoberg nie patrzy przez pryzmat mapy, nieruchomości czy uchwały sprzed czternastu lat – on widzi, że wycinany jest fragment jego ukochanego miejsca, a taka amputacja zawsze boli, tym bardziej, jeżeli jest robiona bez społecznych konsultacji, a te są wskazane w przypadku podejmowania tak newralgicznych decyzji. Brak komunikacji przekłada się bezpośrednio na złe nastroje wśród mieszkańców, ale czy to jedyny problem wokół wspomnianej inwestycji? O wycinkę zapytałem również prezesa stowarzyszenia Przyjazne Świętochłowice:
Manipuluje się faktami, bo teren został sprzedany rok temu i na tym terenie jest prowadzona wycinka, w związku z czym urząd umył ręce sprzedając bez żadnych informacji publicznych, które byłyby dostępne dla wszystkich mieszkańców zainteresowanych Wzgórzem Hugona, że tak się właśnie stanie. Sprzedał ten teren w dziwnej formie użytkowania wieczystego, nie ma żadnych informacji o dodatkowych oferentach, o cenie za jaką to poszło. Jesteśmy w stanie na bazie tego jakie dokumenty są dostępne wycenić, że ten teren poszedł za siedem z kawałkiem złotego za metr kwadratowy. Do tego wycina się ponad 4,5 hektara nie dbając o środowisko - widzimy, że padają dziki i sarny, więc na pewno nie jest to inwestycja, która spowoduje, że mieszkańcy będą się na nią cieszyli. - mówi Daniel Beger, prezes Stowarzyszenia Przyjazne Świętochłowice.
Jak mówi Adam Myszor, inwestycje te są konieczne dla zrównoważonego rozwoju:
Musimy w miastach konurbacji górnośląskiej szukać miejsc, gdzie mogą osiedlić się mieszkańcy, bo nasze miasta się wyludniają. Jeżeli słyszę argumenty przedstawicieli organizacji, które próbują politycznie te emocje wykorzystać, jeżeli słyszę, że w Świętochłowicach, które mają 13.32 km kwadratowego i są najmniejszym miastem na prawach powiatu w Polsce, jest tyle terenów pod budowlankę, to niech te osoby podejdą pod mapę i pokażą mi, gdzie. Jeżeli zgłasza się inwestor i chce budować halę produkcyjną, to szuka on innego terenu od dewelopera, który chce stawiać domki jednorodzinne czy tzw. „bliźniaki” - bo chyba nikt z nas nie chciałby mieszkać na terenie po byłej cynkowni czy hucie ołowiu. Rozumiem emocje związane z Hugobergiem, bo ludzie traktują pewne sprawy osobiście, natomiast oczekiwania mieszkańców są takie, że ciągle za mało jest u nas tzw. „mieszkaniówki”.
O kwestie zrównoważonego rozwoju oraz alternatywy w przestrzeni miasta dla podobnych inwestycji zapytałem również Daniela Begera.
Rozwój miasta nie polega na tym, że będzie się budowało domki jednorodzinne, albo innej kondygnacji dwu, trzy czy czteropiętrowej, bo to jest jednorazowy zastrzyk pieniędzy - pod warunkiem, że forma sprzedaży będzie też właściwa. Informacja publiczna w mieście nie funkcjonuje. Dlaczego stowarzyszenie miałoby wskazywać tereny, gdzie można w jakiś inny sposób prowadzić działania rozwojowe, skoro urząd nie jest skłonny, żeby takich informacji udzielać – mówił Prezes Stowarzyszenia Przyjazne Świętochłowice.
Inwestycyjna klamka zapadła już w zeszłym roku, więc teraz pozostaje tylko mieć nadzieję, że na tym sporze, który rozgorzał między urzędującymi władzami a różnymi środowiskami mieszkańców, uda się zbudować lepsze rozwiązania – również komunikacyjne - na przyszłość.